czwartek, 10 grudnia 2015

Prezenty, opłatki i pierogi z fałszem

Cześć!

Do świąt Bożego Narodzenia coraz bliżej... Zostało tylko kilkanaście dni. Jestem pewna, że dla wielu, a nawet przeważającej większości z Was, jest to czas oczekiwań, niecierpliwości, zakupów, ozdabiania domów, pokojów oraz miliona innych czynności związanych z obchodzeniem świąt w naszej europejskiej kulturze, zdominowanej przez chrześcijaństwo (choć fakt, że święta "Bożego Narodzenia" stały się świętem bardziej świeckim niż religijnym, już chyba nikogo nie dziwi i powoli przestaje oburzać samych chrześcijan). Święty Mikołaj, renifery, szopka betlejemska, choinka, nawet opłatek- stały się celem komercyjnych przedsięwzięć światowych koncernów i od mniej więcej 3-go listopada do połowy stycznia przynoszą zyski większe lub równe Turniejowi Czterech Skoczni.
Jeżeli chodzi o kwestie religijne, jestem deistką, od jakichś 4 lat, i jako jedna z nielicznych chyba osób stoję stanowczo przeciwko obchodzeniu grudniowych świąt. Nie chodzi już nawet o to, że chrześcijaństwo dało się sprzedać, wyeksploatować w każdy możliwy sposób, że komercyjne święta Bożego Narodzenia zostały już głównie kulturalną- kulturalną, a nie religijną- tradycją Europy. To wszystko prawda, ale dałoby się to jeszcze znieść, jeżeli bardzo by komuś na tym zależało.
Zdążyłam przyjść na świat jeszcze w tych czasach, gdzie niektóre dzieci nadal szły do Pierwszej Komunii dla Boga, a nie dla boga. Według tradycji, w Wielkanoc biło się jajkami, w majówki chodziło się pod krzyż i śpiewało piosenki, a święta Bożego Narodzenia kojarzyły się z nie tylko z full wyżerką na stole, prezentami i wolnym od szkoły, ale głównie z kolędami, magią wolnego miejsca, sianka pod obrusem, wypatrywaniem w oknie Mikołaja i spędzaniem czasu z rodziną. Na pewno miało na to wpływ stanowcze wychowanie w wierze, życie w malutkim miasteczku i mój charakter, jednak tak właśnie było. Do dziś pamiętam to rozczarowanie, kiedy w końcu zaczęło się traktować wigilię jako zwykłą rodzinną kolację, zjazd, który przestał już być magiczny, a w corocznych, pospolitych życzeniach dało się powoli wyczuwać więcej znudzenia i fałszu niż farszu w pierogach ruskich (mojej babci, nie tych sklepowych).

Ze świąt Bożego Narodzenia zrobiły się zwykłe, zimowe święta. Dodatek do prezentów i wolnego od szkoły w formie kolacji z rodziną. Próżno już szukać domu, który obchodząc święta dotrzymuje wszystkich religijnych tradycji, poczynając od sianka pod obrusem, przez miejsce dla nieznajomego gościa, prototyp szopki pod choinką, modlitwę przy stole, pasterkę o północy i msze święte 25 i 26 grudnia. Nie mówiąc już o poście w adwent i powstrzymywaniu się od nadmiernych zabaw czy jakiegoś poświęcenia, o czym ja w ogóle wspominam. Przyznajcie się, tak sami przed sobą. Jeżeli w waszej rodzinie dotrzymuje się chociaż 4 z wymienionych elementów, to już jest coś.
Mój wstręt do świąt przeszedł na wyższy poziom- już nie tyle co ich nie lubię, co mnie po prostu nudzą. Nie oczekuję ich, nie "jaram się" na myśl o prezentach, spotkanie z rodziną i kolacja napawa mnie raczej konsternacją niż entuzjazmem. Nie znaczy to jednak, że uważam to wszystko za niepotrzebne- wychowałam się w takiej, a nie innej tradycji, akceptuję ją i fakt, że mimo iż sama mam odmienne zdanie, moja rodzina i bliscy starają się nadal dochować rodzinnej tradycji wspólnej kolacji. Ok, spoko. To przecież ich życie, a mi w niczym to nie przeszkadza. Nie licząc faktu, że coroczne, świąteczne, rodzinne zjazdy wywołują we mnie dziwne poczucie, że niektóre rzeczy mijają, zostają zapominane i nie wydaje się, aby kiedykolwiek zostały odkurzone. Nawet, jeżeli chodzi o świętości.
Nie potrafię sobie w tej chwili wyobrazić siebie za dziesięć lat, obchodzącą święta Bożego Narodzenia, z dwóch przyczyn: nie wierzę w to, że Jezus Chrystus (mimo iż istniał) był synem Boga, a co w związku z tym- nie widzę sensu obchodzenia symbolicznych urodzin jakiegoś randomowego człowieka żyjącego 2015 lat temu, nawet jeżeli te urodziny miałyby być wyznacznikiem nowej Ery. Po drugie- nie czuję pozytywnych emocji w stosunku do okresu od 24 do 26 grudnia. Gdyby nie fakt, że jestem zdana na rodzinę i nie jestem aż tak wielką egoistką, aby odmówić uczestniczenia w obchodzeniu świąt i zrobić im takie świństwo, czas ten byłby dla mnie jedynie okresem regeneracji, wolnego od szkolnych obowiązków. Taki mam przynajmniej do nich stosunek w obecnej chwili.
Kwestia prezentów jest jednak nieco inna. Jestem dziwnym człowiekiem i gdybym mogła, zlikwidowałabym wszystkie święta (nie licząc Dnia Matki i urodzin moich najbliższych), w których jestem narażona na dostanie prezentów. Po prostu tego nie znoszę. Wróć. Ujmę to tak: lubię dostawać prezenty, jednak nie okazyjnie. Jeżeli ktoś mi chce pokazać, że jestem dla niego ważna, niech kupi mi coś z okazji środy lub piątku. Na pewno ucieszę się z tego bardziej, niż z prezentu na święta, Walentynki czy chociażby moje urodziny, których nienawidzę w szczególności. Z drugiej zaś strony, ja prezenty ludziom uwielbiam sprawiać, więc kiedy wiem, że ktoś obchodzi święta i na dodatek je lubi, nie czuję wstrętu przed podarowaniem mu czegoś z tej okazji, a wręcz przeciwnie- sprawia mi to naprawdę ogromną radość i przyjemność.
Cóż, rozpisałam się na ten temat dość mocno, jednak właśnie takie miało to być. Wszystkie moje słowa są całkowicie subiektywne, oparte na doświadczeniach i uczuciach. Nie zamierzałam nikogo obrazić, więc nie będę przepraszać, nawet jeżeli jakiś chrześcijanin poczuł się przypadkiem obrażony- dla sprostowania: nie obraziłam tu Kościoła, Watykanu, papieża, ani zwykłego Kowalskiego chodzącego co niedzielę na mszę. Jedynym adresatem moich przemyśleń dotyczących zepsucia magii świąt są ludzie, którzy przyczynili się do ich ześwieczczenia. Jeżeli nie uważasz, abyś miał w tym swój wkład, nie masz powodów, aby czuć się urażonym, na prawdę.

Jestem ciekawa, jaki Wy macie stosunek do świąt?
W następnym poście wypowiem się nieco na temat świątecznych ozdób, tworzenia przytulnej atmosfery i zapodam Wam małą niespodziankę- ciekawe DIY do wykonania, które nada się na prezent, jako ozdoba bo Waszych stroików czy choinek.
Wypatrujcie już niedługo!
Pozdrawiam,
Rena Uchiha ♥

12 komentarzy:

  1. Bardzo ciężko się z Tobą nie zgodzić, mam podobne zdanie.
    Myślę, że wszyscy to widzą.. mam tylko nadzieję, że trochę mi się odmieni za granicą, haha. W stolicy komercji? Taaak, dobry żart.
    Ta piosenka bardzo pasuje do Twojego wpisu:
    https://www.youtube.com/watch?v=yUE7vpVG7sc

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno tego słuchać, ale masz rację- pasuje idealnie xD

      Usuń
  2. na kewina czekam :P zapraszam na rozdanie zoeva http://madziakowo.blogspot.com/2015/12/rozdanie-wygraj-paletke-zoeva.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Kevina każdy czeka, jednak zależy, w jaki sposób się do niego podchodzi :D

      Usuń
  3. A ja ciągle się jaram świętami, jak dziecko. Mimo, że nie wierzę w narodziny żadnego kolesia to dla mnie i tak to jest magia. Życzenia zawsze szczere, siedzenie z rodziną przy stole do baaardzo późna, zabawa z bratanicami, prezenty, jedzenie! Uwielbiam to i dla mnie to zawsze będzie magia. Mimo tej całej komercyjnej i tandetnej otoczki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W każdej rodzinie jest inaczej :) U mnie niestety się popsuło, chociaż gdyby nadal było tak fajnie, jak 5-7 lat temu, to pewnie nadal bym z wytęsknieniem czekała na święta.

      Usuń
  4. Ja przesadnie religijna nie jestem, do kościoła chodzę tylko na msze za dziadka, a święta są dla mnie chyba bardziej komercyjne niż religijne :) Ale zupełnie mi to nie przeszkadza, bo dla mnie to czas odpoczynku, pichcenia, jedzenia, śmichu-chichu przy stole, spotkań z rodziną, chilloutu i spiny i nawet moja pasterka jest komercyjna, bo co roku rodziną wybieramy się na tradycyjną góralską pasterkę gdzie pali się ogniska, stróżuje przy nich i przytula się z owieczkami w stajence :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, też chodzę tylko na msze za dziadka :D Cieszę się, że nie wszyscy mają taki stosunek do świąt, jak ja, bo kto by wtedy robił taką pozytywną atmosferę? :)

      Usuń
    2. Bo za bardzo się przejmujesz :) No i co z tego, że sąsiadka będzie odkurzać w święta albo Wuj Kazio nie chce śpiewać Wsród Nocnej ciszy. Pomyśl, że oni mają prawo do własnych decyzji: może sąsiadka ma nerwicę natręctw, a wujek słuch jak suseł.
      Nie dokładaj cegiełek z ludzkimi obciążeniami do swojego bagażu. Uśmiechnij się do Mikołaja w Galerii Handlowej, może da Ci cukierka, albo powie komplement.
      Enjoy :) Zarażam pozytywną atmosferą, a jak Ci mało to włącz skype pośpiewamy razem kolędy :))

      Usuń
  5. Ja jestem ateistką, świąt nie lubię i nie obchodzę. Dla mnie to jedna wielka komercha, a z roku na rok jest coraz gorzej. Świat zdecydowanie zmierza w złą stronę.

    OdpowiedzUsuń